Obudziłam się dość późno, jak na
osobę, która codziennie wstaje przed 6:00. Przebrałam się i wyszłam z siodlarni.
- Co ty tu robisz?! – zapytałam Marcela, gdy tylko go zobaczyłam w boksie
Mefista.
- Pracuję, nie widać? A ty, Anka, co
ty tu robisz?
- To stajnia mojej mamy. Co ty tak
właściwie robisz w boksie gniadosza?
- Kończę karmić konie. Nie masz już
nic do roboty koło koni. Ale za to twoja mama kazała mi poprowadzić ci lonżę na
Alasce, a potem nauczyć cię mycia koni i
pracy przy drągach. Po nauce stawiania przeszkód pomożesz mi w treningu. A
teraz idź na pastwisko po Alę, wyczyść ją i osiodłaj – już biegłam na padok, gdy dodał – Weź
uwiąz, bo za kantar jej nie przyprowadzisz.
- Dzięki za podpowiedź!
Łapanie klaczy zajęło mi mniej niż
dziesięć minut. Alaska nie chciała zostawiać Wenus samej, dlatego nie mogłam
jej złapać. Szybko przywiązałam ją przed stajnią i poszłam po szczotki. Szybko
wyczyściłam siwą i poszłam do stajni po siodło i ogłowie. Szybko położyłam na
grzbiet Ali jej czaprak i siodło, wszystko zapięłam popręgiem. Zdjęłam i przełożyłam przez szyje
klaczy kantar, a potem założyłam ogłowie. Złapałam za wodze i poszłam na
ujeżdżalnię, na której czekał blondyn wraz z lonżą i batem do lążowania.
- Szybko ci wytłumaczę. Ja trzymam cię
na lonży, a ty uczysz się anglezować, stać w strzemionach, jeździć półsiadem w
kłusie i galopie, zagalopowań, galopowania w pełnym siadzie, skręcania, itp.
Oczywiście będę ci mówić co masz robić. Jak uznam, że jesteś gotowa do
samodzielnej jazdy, to będę ci tylko mówić komendy typu „ galop” , „ stój”,
„stęp”, „ kłus”, itp. Dobra, daj mi ją, a sama wsiadaj. Jak chcesz, to możesz
ze stołka.
Słuchałam chłopaka z wielkim
zainteresowaniem. Włożyłam lewą nogę w strzemię odbiłam się i już byłam w
siodle.
- Dobra, na rozgrzewkę masz 5 minut.
Wymachy, krążenia, itd.
Wykonałam 10 ćwiczeń na ręce i 5 na
nogi.
- Ok. Jeśli jesteś już rozgrzana to
ruszamy kłusem. To pierwsza jazda, więc ci trochę pomogę . Przyciśnij ją trochę
łydkami.
Zrobiłam jak kazał. Klacz trochę
przyśpieszyła, ale nie ruszyła kłusem, więc Marcel pomógł mi batem.
- Teraz tak. Wstajesz na raz, siadasz
na dwa. Zaczynamy. Raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa. Licz w pamięci tak jak ja i
rób to, co ci kazałem. Dobrze. To się nazywa anglezowanie. Przejdźmy na chwilę
do stępa. Widzę, że szybko się uczysz, więc oprócz anglezowania nauczę cie
także ustawienia łydek i prawidłowego dosiadu w stępie. Próbuj robić to, co
powiem. Na początek pięta w dół. Cofnij trochę łydki, palce do konia i
wyprostuj się. Teraz to jakoś wygląda. Będziemy nad tym pracować na następnych
lekcjach, bo bez dobrego dosiadu nie da się jeździć konno. Ale wracając do
naszej jazdy… Alaska w tym momencie stoi. Twoim zadaniem jest pośpieszenie jej
do stępa. Aby ruszyć stępem, musisz jej docisnąć łydki do boków w takim
dosiadzie, jaki ci przed chwilą pokazałem. Jak już ruszy stępem dociskaj łydki
na przemian , raz jedną, raz drugą. No to ruszamy – zrobiłam to co kazał, a
klacz ruszyła żwawym stępem – Dobrze. To co, ruszamy kłusem? – zapytał po kilku
minutach, na co kiwnęłam głową – Aby ruszyć kłusem, musisz zrobić tak jak przy
ruszaniu stępem. Gdy już jedziesz kłusem anglezowanym, to znaczy anglezujesz,
to dociskasz obie łydki, gdy siadasz. Jasne?
- Tak, tak . Mogę ruszać? Przepraszam,
ale mam dość teorii. Chcę spróbować w praktyce.
- No dobra. Ruszaj ale najpierw cofnij
łydki, bo masz je całe na popręgu.
Posłuchałam Marcela i docisnęłam
łydki. Przeszłam do szybszego chodu i starałam się anglezować w rytm kłusującego
konia. Powtarzałam w myślach „ raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa…” i dociskałam
łydki na „dwa”.
- Widzę, że geny po mamie – rzucił
zaczepnie blondyn.
- A żebyś wiedział – odcięłam się.
- No dobra. Na dzisiaj wystarczy
anglezowania. Mamy jeszcze 20 minut, a widzę, że twój dosiad jest dobry, jak na
pierwszą jazdę, więc może nauczę cię skręcać na razie bez użycia wodzy, aby
wyrobić twój dosiad i nie ciągnąć konia za pysk. Teraz twoja ulubiona część,
czyli teoria. Jeśli chcesz skręcić w prawo, to cofasz lewą łydkę, a jeżeli w
prawo to lewą. Musisz działać obiema łydkami naraz. Teraz możesz próbować. Ja
wydaję polecenia, a ty je wykonujesz. Wprowadzę cię na ścieżkę. – pociągnął
Alaskę tak, żeby weszła w koleinę, a sam zaczął wydawać polecenia – Skręć w
prawo – docisnęłam łydki, a klacz nadal jechała prosto. Wtedy przypomniało mi
się żeby cofnąć lewą łydkę. Zrobiłam to i tym razem klacz bez problemu skręciła
– Teraz w lewo – cofnęłam prawą łydkę i znowu bezproblemowo udało mi się
skręcić – Dobra robota. Co prawda mamy już tylko 5 minut, ale puszczę cię bez
lonży, aby rozstępować klacz – w tym momencie odpiął lonżę – Rób teraz dużo
skrętów samym dosiadem, a potem dorzucimy do tego wodze. Uwierz mi, będzie ci
łatwiej. Szybko się uczysz – pochwalił mnie.
- Geny po mamie – powiedziałam i
zaczęliśmy się śmiać. Zsiadłam z Ali i zaprowadziłam ją do stajni. Rozsiodłałam
i wyczyściłam ją.
- Wyprowadź Alaskę na myjkę, bo muszę
cię nauczyć myć konie.
- Nie musisz tylko chcesz – spojrzał
na mnie ze śmiechem – Idę po siwą.
Podeszłam do boksu Ali i zdjęłam z wieszaka
jej kantar, który tam zostawiłam i przywiązałam ją na myjce. Czekał tam na mnie
Marcel z Kariną. Obok niego stały dwa wiadra z szamponem dla koni, dwie gąbki i
dwie ściągaczki.
- Weź węża i odkręć wodę – instruował
mnie blondyn – Lej wodą na Alę – polałam wodą jej grzbiet. Klacz nawet nie
drgnęła – Dobra wystarczy. A teraz gąbkę namocz w szamponie i myj… Gdy
skończysz, weź ściągaczkę i ściągaj wodę. Zrób to dokładnie to szybciej
wyschnie. Potem idź na padok i oprowadzaj ją, a potem wprowadź do boksu.
Mycie klaczy zajęło mi 25 minut, a oprowadzanie
drugie tyle. Gdy wprowadziłam konia do boksu Marcel na mnie czekał w siodlarni.
-
Głodny jestem – powiedział na wstępie.
- Ja też – sięgnęłam po telefon – To
co, zamawiamy pizze?
- Jasne, ale ja płacę.
- Niby czemu?
- Bo nie będę miał jeż nigdy okazji
postawić czegoś dziewczynie, która jest ładniejsza ode mnie.
- Dobra, Narcyzie. Ale ja zamawiam –
powiedziałam stanowczym tonem – Jaką chcesz? – zapytałam i wybrałam numer.
- Mi jest to obojętne.
- No to zamawiamy Margarittę i dwie
kole.
Po zakończonym połączeniu
poinformowałam chłopaka ile będzie kosztować pizza i za ile będzie.
- Ty chodzisz już do liceum? –
spytałam, chcąc przerwać ciszę.
- Nie, po wakacjach dopiero.
- To tak jak ja! Do którego idziesz?
- Do SLO na biol-chema . A ty?
- Ale numer ! Też do SLO i też na
biol-chema!
- No to będziemy w jednej klasie. A
tak poza tym wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
- Dzięki.
I w tym oto momencie przyjechała
pizza. Marcel zapłacił i zabraliśmy się za jedzenie. Gdy skończyliśmy, przyszedł SMS na mój
telefon.
- Mama piszę, że będzie trochę
wcześniej. Koniec przerwy. To co teraz masz w planach?
- Nauka stawiania przeszkód, a potem
mój trening – odpowiedział Marcel – Najpierw idziemy po drągi do schowka.
Przynoszenie drągów na plac zajęło nam
15 minut. Blondyn pokazał mi jak stawia się stacjonatę, oksera, krzyżaka oraz
wagona. Potem nauczyłam się podwyższania przeszkód.
- Teraz będzie mój trening. Chodź ze
mną po Rewię, bo będzie szybciej.
Szybko sprowadziłyśmy Rewię z
pastwiska i wyczyściliśmy ją. Ja ją osiodłałam, a Marcel założył ogłowie. Blondyn
wprowadził klacz na padok, a ja zaczęłam ustawiać przeszkody według planu,
który chłopak podarował mi przed jazdą. 7 stacjonat, 3 oksery i 4
krzyżaki. Jeździec wykonał rozgrzewkę,
trochę kłusa i galopu aż w końcu najechał na pierwszą przeszkodę. Pokonał ją bezproblemowo,
jak i cały tor. Potem trochę kłusa i przeszedł do stępa. Postępował 5 minut na
luźnej wodzy i zsiadł.
- Odprowadź ją do stajni, a ja pochowam
drągi i stojaki.
Podał mi wodze. Złapałam za nie i
poszłam do stajni. Rozsiodłałam ją i porządnie wyczyściłam. Bardzo ładnie
pracowała na torze, więc dałam jej pół marchewki. Drugą połowę dałam Alasce.
________________________________________________________
No to tak... Ten rozdział jest nie do ogarnięcia. Po prostu jak miałam wenę to napieprzyłam coś na kartce papieru i wyszło. Strasznie długi ten rozdział i taki nieogarnięty. Pozdrawiam i przepraszam za spiepszony rozdział.