czwartek, 13 sierpnia 2015

Tom I - Rozdział 5



 Alaska bardzo się ucieszyła ze swojej „ zasłużonej” marchewki. Zarżała cicho i trąciła mnie nosem. W tym momencie przyjechała mama.
- Widzę, że się polubiłyście – powiedziała na wstępie.
- To prawda – odparłam ze śmiechem – przez te dwa dni bardzo się zżyłyśmy.
W tej samej chwili wszedł Marcel i spojrzał ze zdziwieniem na mnie i mamę zwijających się ze śmiechu. Z mamą zawsze dobrze się dogadywałam. Można było powiedzieć, że rozumiałyśmy się bez słów.
- Takie śmiechy beze mnie. Jak tak można? – powiedział blondyn wywołując tym samym kolejny wybuch śmiechu.
- To co, Aniu, jak podobała ci się jazda na Ali?
- Było świetnie. Nauczyłam się anglezowania, skręcania i prawidłowego dosiadu. Ogółem super – odpowiedziałam.
- A może chcesz jeszcze raz dzisiaj? – spytała mama.
- Ja zawsze bardzo chętnie!
- To Marcel poprowadzi ci jazdę, a ja idę trochę ogarnąć w domu, bo pajęczyny się zrobiły. Później może wsiądę na Wenus i pojeżdżę rekreacyjnie.
- To co, idziemy? – zapytał Marcel.
- Zdecydowanie! – odpowiedziałam.
Szybko poszłam po szczotki i kantar Ali. Weszłam do boksu. Klacz nie miała dużo zaklejek, więc wyczyściłam ją w ciągu paru minut. Potem z siodlarni zabrałam siodło, ogłowie i ochraniacze. Pośpiesznie zabrałam się za siodłanie. Nie było to tak proste, ponieważ klacz strasznie się wierciła podczas zakładania ochraniaczy. Gdy w końcu uporałam się z założeniem jej ekwipunku na nogi, wyprowadziłam ją na plac, na którym czekał już Marcel. W rękach trzymał lonżę oraz bat.
- Co tak długo? – zapytał.
- Nie mogłam jej ochraniaczy założyć, bo się strasznie wierciła.
- Ok. Teraz będziemy się uczyć skręcania stępie z wodzami, zmiany chodów, jazdy kłusem z wodzami i ćwiczyć to, co już umiesz.– już wsadzałam stopę w strzemię – O czymś nie zapomniałaś? – spojrzałam na niego jak na idiotę – Kask, Anka, kask! Masz – podał mi zabezpieczenie głowy, w którym jeździłam.
Włożyłam kask na głowę i wsiadłam w siodło. Poprawiłam dosiad i spojrzałam przed siebie.
- Weź w ręce wodze. Już ci mówię, co masz robić. Mały palec prawej ręki z drugiej strony wodzy niż inne palce. Kciuka połóż na wodzy od góry. Dobrze – powiedział blondyn – I to samo z lewą ręką.
Posłusznie wykonałam polecenia. Spojrzałam na swoje ręce, aby sprawdzić, czy są ułożone tak samo. Poprawiłam lewą rękę tak, żeby ręce były na równej wysokości.
- Dobra teraz napnij wodze. Tylko nie ciągnij konia za pysk! Ręce na wysokości pępka, nad łopatkami konia. Jest ok. Cofnij łydki trochę. Ruszaj stępem, poćwiczymy skręty samym dosiadem – ruszyłam stępem – Ok, skręć w prawo. Dobrze! Teraz naprowadź Alę na ścieżkę. Ok, a teraz zrób koło wokół mnie – cofnęłam łydkę i zrobiłam piękne koło – Dobrze, to teraz z wodzami. Jeżeli chcesz skręcić w prawo, to prawa ręka idzie do biodra, a lewa do szyi konia. A jak w lewo to na odwrót. Spróbuj skręcić w prawo, używając dosiadu i wodzy – cofnęłam lewą łydkę, prawą rękę pociągnęłam do biodra, a lewą do szyi Alaski. Klacz wygięła szyję w prawo i pięknie skręciła w tą stronę – Świetnie. To co, ruszamy kłusem? – kiedy skinęłam głową dodał – No to ciąg dalszy teorii. Ręce zgięte w łokciach nie „skaczą”, gdy anglezujesz, tylko są w tym samym miejscu. Gdy chcesz przejść do stępa, ciągniesz za wewnętrzną wodze. Tylko na zasadzie „ ciągniesz, puszczasz, ciągniesz, puszczasz…” aż nie przejdzie do stępa. A z dosiadem jest tak… Odchylasz się trochę do tyłu, nie dociskasz łydek. Spróbuj się zatrzymać, na tej zasadzie.
Odchyliłam się do tyłu i pociągnęłam za wodze. Klacz posłusznie się zatrzymała, Oddałam jej trochę wodzy, żeby mogła wyciągnąć szyję.
-Dobrze. Ruszamy stępem, a potem kłusem. I cały czas anglezujesz – powiedział Marcel. Docisnęłam łydki i klacz prawie od razu ruszyła żwawym kłusem. Unosiłam się w górę i w dół według rytmu konia – Zwolnij ją trochę. A teraz zatrzymaj do stępa. I do „stój” . Teraz takie małe ćwiczenie. Ja mówię chód, którym masz się poruszać, a ty przyspieszasz lub zwalniasz Alę. Masz to zrobić w jak najkrótszym czasie. No to zaczynamy. Stęp… Zatrzymaj… Stęp… Kłus… Stęp… Kłus… Zatrzymaj. Dobra wystarczy… Teraz kłusujemy cały czas, ale najpierw ci coś wytłumaczę. Jazda na dobrą nogę to anglezowanie w taki sposób, żeby zewnętrzna łopatka „szła” do przodu jak wstajesz, a do tyłu jak siadasz. Aby zmienić nogę musisz usiąść na dwa kroki konia i znowu anglezować. A teraz ćwiczenie . Ruszasz kłusem i mówisz, czy noga jest dobra, czy zła. Jeśli dobra, anglezujesz dalej, jeżeli nie zmieniasz. Ruszaj.
Spojrzałam na zewnętrzną łopatkę klaczy. Gdy siadałam „szła” do przodu, czyli była zła.
- Anglezuję na złą – powiedziałam niepewnie.
- Dobrze. Zmieniaj.
Usiadłam na dwa takty i znowu zaczęłam anglezować. Sprawdziłam nogę, by zobaczyć, czy anglezuję na dobrą. Łopatka podczas siadania szła do tyłu, więc anglezowałam na dobrą. Trochę jeszcze ćwiczyliśmy zmiany chodów. Zostało pięć minut do końca jazdy, więc Marcel odpiął lonże i kazał mi wjechać stępem na ścieżkę oraz robić koła. To miało być ćwiczenie na skręcanie. Gdy przyszedł zsiadłam i oprowadzałam klacz w ręku. Potem zaprowadziłam ją do boksu i rozsiodłałam. Poszłam do siodlarni i usiadłam na kanapie, licząc na chwilę spokoju, ale po chwili Marcel wszedł do pokoju i zapytał :
- Pomogłabyś mi nakarmić konie na wieczór.
- Która godzina? – spytałam.
- Dochodzi siódma
- Ok, już idę
Zwlekłam się z kanapy i poszłam po siano, podczas gdy Marcel przygotowywał siatki. Cóż za dżentelmen – pomyślałam – On sobie siatki przygotuje, a ja muszę taszczyć te bele siana.
- Chcesz napełniać czy roznosić siatki?
- Napełniać  - odpowiedziałam.
- Masz rozpiskę – powiedział i podał mi kartkę – Leć po kolei to będzie łatwiej.
Nakarmiliśmy kolejno: Mefista, Rewie, Karinę, Alaskę, Wenus, Dementiego, Victora, Brylanta, Rosę i Rusałkę. Gdy karmiliśmy Rusałkę zaczęła się trochę dziwna rozmowa między mną a Marcelem:
- Słuchaj, mam pytanie, masz chłopaka?
- Na razie nie, a ty?  - zapytałam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę co powiedziałam. Popatrzyliśmy po sobie i zaczęliśmy się śmiać – To znaczy chodziło o to, czy masz dziewczynę.
- Dziewczyny nie mam, a chłopaka tym bardziej.
- Cieszę się, że nie jesteś gejem.
- Ja też. Masz coś do gejów? – zapytał. Właśnie wchodzili do siodlarni.
- Nie. Czemu pytasz?
- Tak tylko.
- Dobra, zmieńmy temat – powiedziałam – Co z twoją klaczą, którą spotkałam w tamtej stajni?
- Wydzierżawiłem ją jakiejś dziewczynie.
- Dlaczego? – zapytałam.
- Bo nie ma tutaj na razie wolnego boksu, a nie będę jeździć  do dwóch stajni. Poza tym moja klacz bardzo boi się przeczep.
- Aha. Jak zwolni się boks to dam ci znać – w tym momencie zadzwonił mój telefon – Przepraszam cię, ale muszę odebrać – wyszłam z siodlarni i zamknęłam drzwi – Halo?
- Witaj, Aniu – powiedziała moja była trenerka tańca, Milena.
Zamarłam z telefonem w dłoni.

Przepraszam, że bardzo dawno mnie tu nie było. Brak internetu i dwa szlabany to coś co odciągnęło mnie od pisania. Strasznie wkurzona jestem, bo nie dość, że czekaliście tak długo to jeszcze spierdoliłam rozdział. Za tydzień wyjeżdżam na wakacje, a do tego czasu postaram się coś dodać. Jak nie dodam w ciągu tego tygodnia, to wiedzcie, że coś się dzieje. Do następnego.

sobota, 13 czerwca 2015

Tom 1 - Rozdział 4



Obudziłam się dość późno, jak na osobę, która codziennie wstaje przed 6:00. Przebrałam się i wyszłam z siodlarni.
- Co ty tu robisz?! – zapytałam  Marcela, gdy tylko go zobaczyłam w boksie Mefista.
- Pracuję, nie widać? A ty, Anka, co ty tu robisz?
- To stajnia mojej mamy. Co ty tak właściwie robisz w boksie gniadosza?
- Kończę karmić konie. Nie masz już nic do roboty koło koni. Ale za to twoja mama kazała mi poprowadzić ci lonżę na Alasce,  a potem nauczyć cię mycia koni i pracy przy drągach. Po nauce stawiania przeszkód pomożesz mi w treningu. A teraz idź na pastwisko po Alę, wyczyść ją i osiodłaj  – już biegłam na padok, gdy dodał – Weź uwiąz, bo za kantar jej nie przyprowadzisz.
- Dzięki za podpowiedź!
Łapanie klaczy zajęło mi mniej niż dziesięć minut. Alaska nie chciała zostawiać Wenus samej, dlatego nie mogłam jej złapać. Szybko przywiązałam ją przed stajnią i poszłam po szczotki. Szybko wyczyściłam siwą i poszłam do stajni po siodło i ogłowie. Szybko położyłam na grzbiet Ali jej czaprak i siodło, wszystko zapięłam  popręgiem. Zdjęłam i przełożyłam przez szyje klaczy kantar, a potem założyłam ogłowie. Złapałam za wodze i poszłam na ujeżdżalnię, na której czekał blondyn wraz z lonżą i batem do lążowania.
- Szybko ci wytłumaczę. Ja trzymam cię na lonży, a ty uczysz się anglezować, stać w strzemionach, jeździć półsiadem w kłusie i galopie, zagalopowań, galopowania w pełnym siadzie, skręcania, itp. Oczywiście będę ci mówić co masz robić. Jak uznam, że jesteś gotowa do samodzielnej jazdy, to będę ci tylko mówić komendy typu „ galop” , „ stój”, „stęp”, „ kłus”, itp. Dobra, daj mi ją, a sama wsiadaj. Jak chcesz, to możesz ze stołka.
Słuchałam chłopaka z wielkim zainteresowaniem. Włożyłam lewą nogę w strzemię odbiłam się i już byłam w siodle.
- Dobra, na rozgrzewkę masz 5 minut. Wymachy, krążenia, itd.
Wykonałam 10 ćwiczeń na ręce i 5 na nogi.
- Ok. Jeśli jesteś już rozgrzana to ruszamy kłusem. To pierwsza jazda, więc ci trochę pomogę . Przyciśnij ją trochę łydkami.
Zrobiłam jak kazał. Klacz trochę przyśpieszyła, ale nie ruszyła kłusem, więc Marcel pomógł mi batem.
- Teraz tak. Wstajesz na raz, siadasz na dwa. Zaczynamy. Raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa. Licz w pamięci tak jak ja i rób to, co ci kazałem. Dobrze. To się nazywa anglezowanie. Przejdźmy na chwilę do stępa. Widzę, że szybko się uczysz, więc oprócz anglezowania nauczę cie także ustawienia łydek i prawidłowego dosiadu w stępie. Próbuj robić to, co powiem. Na początek pięta w dół. Cofnij trochę łydki, palce do konia i wyprostuj się. Teraz to jakoś wygląda. Będziemy nad tym pracować na następnych lekcjach, bo bez dobrego dosiadu nie da się jeździć konno. Ale wracając do naszej jazdy… Alaska w tym momencie stoi. Twoim zadaniem jest pośpieszenie jej do stępa. Aby ruszyć stępem, musisz jej docisnąć łydki do boków w takim dosiadzie, jaki ci przed chwilą pokazałem. Jak już ruszy stępem dociskaj łydki na przemian , raz jedną, raz drugą. No to ruszamy – zrobiłam to co kazał, a klacz ruszyła żwawym stępem – Dobrze. To co, ruszamy kłusem? – zapytał po kilku minutach, na co kiwnęłam głową – Aby ruszyć kłusem, musisz zrobić tak jak przy ruszaniu stępem. Gdy już jedziesz kłusem anglezowanym, to znaczy anglezujesz, to dociskasz obie łydki, gdy siadasz. Jasne?
- Tak, tak . Mogę ruszać? Przepraszam, ale mam dość teorii. Chcę spróbować w praktyce.
- No dobra. Ruszaj ale najpierw cofnij łydki, bo masz je całe na popręgu.
Posłuchałam Marcela i docisnęłam łydki. Przeszłam do szybszego chodu i starałam się anglezować w rytm kłusującego konia. Powtarzałam w myślach „ raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa…” i dociskałam łydki na „dwa”.
- Widzę, że geny po mamie – rzucił zaczepnie blondyn.
- A żebyś wiedział – odcięłam się.
- No dobra. Na dzisiaj wystarczy anglezowania. Mamy jeszcze 20 minut, a widzę, że twój dosiad jest dobry, jak na pierwszą jazdę, więc może nauczę cię skręcać na razie bez użycia wodzy, aby wyrobić twój dosiad i nie ciągnąć konia za pysk. Teraz twoja ulubiona część, czyli teoria. Jeśli chcesz skręcić w prawo, to cofasz lewą łydkę, a jeżeli w prawo to lewą. Musisz działać obiema łydkami naraz. Teraz możesz próbować. Ja wydaję polecenia, a ty je wykonujesz. Wprowadzę cię na ścieżkę. – pociągnął Alaskę tak, żeby weszła w koleinę, a sam zaczął wydawać polecenia – Skręć w prawo – docisnęłam łydki, a klacz nadal jechała prosto. Wtedy przypomniało mi się żeby cofnąć lewą łydkę. Zrobiłam to i tym razem klacz bez problemu skręciła – Teraz w lewo – cofnęłam prawą łydkę i znowu bezproblemowo udało mi się skręcić – Dobra robota. Co prawda mamy już tylko 5 minut, ale puszczę cię bez lonży, aby rozstępować klacz – w tym momencie odpiął lonżę – Rób teraz dużo skrętów samym dosiadem, a potem dorzucimy do tego wodze. Uwierz mi, będzie ci łatwiej. Szybko się uczysz – pochwalił mnie.
- Geny po mamie – powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać. Zsiadłam z Ali i zaprowadziłam ją do stajni. Rozsiodłałam i wyczyściłam ją.
- Wyprowadź Alaskę na myjkę, bo muszę cię nauczyć myć konie.
- Nie musisz tylko chcesz – spojrzał na mnie ze śmiechem – Idę po siwą.
Podeszłam do boksu Ali i zdjęłam z wieszaka jej kantar, który tam zostawiłam i przywiązałam ją na myjce. Czekał tam na mnie Marcel z Kariną. Obok niego stały dwa wiadra z szamponem dla koni, dwie gąbki i dwie ściągaczki.
- Weź węża i odkręć wodę – instruował mnie blondyn – Lej wodą na Alę – polałam wodą jej grzbiet. Klacz nawet nie drgnęła – Dobra wystarczy. A teraz gąbkę namocz w szamponie i myj… Gdy skończysz, weź ściągaczkę i ściągaj wodę. Zrób to dokładnie to szybciej wyschnie. Potem idź na padok i oprowadzaj ją, a potem wprowadź do boksu.
Mycie klaczy zajęło mi 25 minut, a oprowadzanie drugie tyle. Gdy wprowadziłam konia do boksu Marcel na mnie czekał w siodlarni.
-  Głodny jestem – powiedział na wstępie.
- Ja też – sięgnęłam po telefon – To co, zamawiamy pizze?
- Jasne, ale ja płacę.
- Niby czemu?
- Bo nie będę miał jeż nigdy okazji postawić czegoś dziewczynie, która jest ładniejsza ode mnie.
- Dobra, Narcyzie. Ale ja zamawiam – powiedziałam stanowczym tonem – Jaką chcesz? – zapytałam i wybrałam numer.
- Mi jest to obojętne.
- No to zamawiamy Margarittę i dwie kole.
Po zakończonym połączeniu poinformowałam chłopaka ile będzie kosztować pizza i za ile będzie.
- Ty chodzisz już do liceum? – spytałam, chcąc przerwać ciszę.
- Nie, po wakacjach dopiero.
- To tak jak ja! Do którego idziesz?
- Do SLO na biol-chema . A ty?
- Ale numer ! Też do SLO i też na biol-chema!
- No to będziemy w jednej klasie. A tak poza tym wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
- Dzięki.
I w tym oto momencie przyjechała pizza. Marcel zapłacił i zabraliśmy się za jedzenie.  Gdy skończyliśmy, przyszedł SMS na mój telefon.
- Mama piszę, że będzie trochę wcześniej. Koniec przerwy. To co teraz masz w planach?
- Nauka stawiania przeszkód, a potem mój trening – odpowiedział Marcel – Najpierw idziemy po drągi do schowka.
Przynoszenie drągów na plac zajęło nam 15 minut. Blondyn pokazał mi jak stawia się stacjonatę, oksera, krzyżaka oraz wagona. Potem nauczyłam się podwyższania przeszkód.
- Teraz będzie mój trening. Chodź ze mną po Rewię, bo będzie szybciej.
Szybko sprowadziłyśmy Rewię z pastwiska i wyczyściliśmy ją. Ja ją osiodłałam, a Marcel założył ogłowie. Blondyn wprowadził klacz na padok, a ja zaczęłam ustawiać przeszkody według planu, który chłopak podarował mi przed jazdą. 7 stacjonat, 3 oksery i 4 krzyżaki.  Jeździec wykonał rozgrzewkę, trochę kłusa i galopu aż w końcu najechał na pierwszą przeszkodę. Pokonał ją bezproblemowo, jak i cały tor. Potem trochę kłusa i przeszedł do stępa. Postępował 5 minut na luźnej wodzy i zsiadł.
- Odprowadź ją do stajni, a ja pochowam drągi i stojaki.
Podał mi wodze. Złapałam za nie i poszłam do stajni. Rozsiodłałam ją i porządnie wyczyściłam. Bardzo ładnie pracowała na torze, więc dałam jej pół marchewki. Drugą połowę dałam Alasce. 
________________________________________________________

No to tak... Ten rozdział jest nie do ogarnięcia. Po prostu jak miałam wenę to napieprzyłam coś na kartce papieru i wyszło. Strasznie długi ten rozdział i taki nieogarnięty. Pozdrawiam i przepraszam za spiepszony rozdział.

czwartek, 11 czerwca 2015

Tom 1 - Rozdział 3

Obudziłam się dzisiaj bardzo wcześnie, to znaczy mama mnie obudziła. Kazała ubrać się tak jak na konie i zjeść śniadanie. Posłusznie wykonałam polecenia.
- To teraz chodź do samochodu. Weź ze sobą kurtkę, bo zostaniemy tam do późna.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.- powiedziała tajemniczo mama.
Po pięciu minutach zobaczyłam kilkuhektarową działkę, na której wybudowano nowoczesną stajnię z sześcioma padokami, trzema halami i siedmioma dużymi ujeżdżalniami. Poza tym był tam składzik na przeszkody, miejsce na obornik oraz paszarnia. Obok działki stał dom.
- Wszystkiego najlepszego!
A no tak. Cały dzień miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. Dzisiaj jest 1 lipca. Moje urodziny! Najlepszy dzień w całym roku.
- Dziękuję. To twoja stajnia?
- Nie moja, nasza. Jak się czuje moja siedemnastolatka?
- Dobrze. A ten dom też jest nasz?
- Tak. Co więcej, przeprowadzamy się w przyszłym tygodniu z meblami, ale jeśli chcesz możesz spać tutaj już dzisiaj. To jak?
- Chcę dzisiaj spać. Nie wiedziałam, że mam tak bogatą matkę. Nic o tobie nie wiem. - powiedziałam przez śmiech.
- No to chodź.- wskazała na drzwi do stajni.
Stało tam 10 koni różnych ras i maści. Na końcu korytarza znajdowały się dwie siodlarnie.
     Jeden koń szczególnie przykuł moją uwagę. Z tego co przeczytałam na tabliczce nazywała się Alaska. Była sześcioletnią klaczą wielkopolską siwej maści.
- Wiedziałam, że ci się spodoba.- powiedziała mama - Jest twoja. Będziesz się na niej uczyła jeździć, a także nauczysz się dbać o nią. Wszystko przed tobą. Teraz już odpowiedziałam na twoje pytania. Zobacz w prawo. To jest Wenus.- pokazała na boks obok.
  Rzeczywiście, w boksie obok stała bułana klacz. Była piękna, ale nie tak bardzo jak Alaska. Tak, moja skromność. Czujecie ten sarkazm?
-To w takim razie naucz mnie czegoś. Mamy cały dzień.-powiedziałam.
- Dobrze. Jeśli śpisz tutaj dzisiaj, to jutro nakarmisz konie, wypuścisz je na pastwisko i posprzątasz boksy. Ja przyjadę dopiero po południu, bo mam pracę. Jak będzie ci się nudzić to możesz też konie wyczyścić.
- Dobrze. To od czego zaczynamy?
- Najpierw wypuśćmy konie na pastwiska. Na każdej tabliczce przy boksie pod imieniem pisze "nr padoku" i jakiś numer. Padoki są na prawo od wyjścia z tyłu. Przy każdym wejściu na padok jest numer. Aby wyprowadzić konia  boksu musisz wziąć kantar, więc idziesz do którejkolwiek siodlarni bierzesz jakiś kantar i czytasz imię z uchwytu. Potem szukasz konia. Ostrożnie wchodzisz do boksu i zakładasz kantar na łeb. Przyczepiasz uwiąz i idziesz na padok. Narazie rób tak, a jak zapamiętasz, który koń gdzie ma sprzęt, możesz robić po kolei. Zademonstruję ci jak to się robi, a ty zrobisz resztę. - powiedziała mama.
Weszła do siodlarni, wzięła błękitny kantar i uwiąz tego samego koloru, a mi podała taki sam sprzęt koloru miętowego.
- To jest kantar Alaski. - wskazała na mój sprzęt - Wyprowdzisz ją pierwszą. Ja wyprowadzę Wenus, żeby ci zademonstrować. - dodała.                                                Zrobiłam tak jak powiedziała mama. Ala stała tyłem, więc cmoknęłam, żeby się odwróciła. Potem sprawdziłam, na którym padoku ma być. Okazało się, że na wybiegu nr 5. Założyłam miętowy kantar na łeb siwki i przyczepiłam do niego uwiąz. Wyszłam z boksu i skierowałam się na drugi plac z tyłu ( liczyłam od prawej). Odpiełam uwiąz i zamknęłam szczelnie padok. Klac pobiegła do swojej towarzyszki, którą okazała się Wenus.
- Wyprowadź inne konie, a ja pojadę po twoje ubrania.
- Ok - odparłam.
Wyprowadziłam po kolei Karinę, Victora, Rusałkę, Rewię, Brylanta, Dementiego, Rosę i Mefista. Wówczas mama zdążyła już przyjechać i położyć na kanapie w siodlarni moje rzeczy.
- Teraz sprzątanie. Chodź do gnojownika po widły i taczkę, bo to sprzęt do sprzątania po koniach.
Przyniosłyśmy sprzęt do sprzątania. Mama pokazała mi jak to sią robi, a potem ja sprzątałam dziewięć boksów.
- Dobrze. Teraz do obornika wyrzucić gnój.
Po skończonej pracy poszłyśmy jeszcze raz do stajni.
- Teraz karmienie. Siano przyniosłam dzisiaj, ale jutro musisz sama to zrobić. A więc pokarzę ci jak to się robi. Ale najpierw teoria. Na każdej tabliczce przy boksie tuż przy numerze padoku jest tabelka " ilość plastrów siana" i są dwie rubryczki : " pracuje" i " odpoczywa". Ty jutro dasz im ilość plastrów dla koni, które odpoczywają. Teraz też tak zróbmy. Więc plaster to takie coś. - wzięła i pokazała mi siano - No to zaczynamy .
Rozdanie siana zajęło nam nieco ponad pół godziny. Była 15:45 jak skończyłyśmy.
-Trzeba jeszcze sprowadzić konie z pastwiska. Czy wiesz jak to się robi?
- Tak, ogarniam.
Gdy skończyłyśmy była 16 : 30. Mama pojechała, a ja poszłam czyścić Alaskę. Po skończonej pracy poszłam spać.
******************************************************************************************************************************************************************
REKORD ŚWIATA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 3 rozdziały w jeden dzień. Do następnego

Tom 1 - Rozdział 2

- Ale jak? Czemu mi o tym nie powiedziałaś?
- Porozmawiamy w domu, dobrze?- odpowiedziała mama.
- Ale czemu nie teraz? - zapytałam.
- Bo jesteśmy przed domem.- zaśmiała się.
Dopiero teraz spostrzegłam rdzawoczerwony dach mojego domu. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam pytająco na mamę.
- Przebierz się i zejdź do salonu. Wtedy ci wszystko powiem.
Posłusznie wykonałam polecenia. Gdy zeszłam do salonu mama czekała na mnie. Na stole stały dwie herbaty, kilka albumów i jakieś puchary.
- Co to jest? - zapytałam.
- To są albumy ze zdjęciami z zawodów, a tu stoi kilka nagród z moich zawodów ujeżdżeniowych.
- Dobra. No to opowiadaj. - powiedziałam.
- No to tak... Moi rodzice mięli ranczo i stąd nauczyłam się jeździć. Potem musięliśmy sprzedać ranczo, bo mięliśmy problemy finansowe. Przeprowadziliśmy się do Gdańska. Jeździłam w pobliskiej stadninie, kształtując swoje umiejętności. Gdy miałam 12 lat zdałam Brązową Odznakę Jeździecką. Brałam udział w amatorskich zawodach z ujeżdżenia, co nie znaczyło, że nie umiałam skakać przez przeszkody. Gdy byłam w twoim wieku zdałam Srebrną Odznakę Jeździecką. Pierwszy raz w życiu wygrałam Regionalne Grand Prix w ujeżdżeniu, a potem wygranym nie było końca. Dwa lata później kupiłam mojego pierwszego konia, Wenus. Była to bułana klacz andaluzyjska, miała 6 lat jak ją kupiłam. Na niej w wieku 20 lat zdałam Złotą Odznakę Jeździecką. Teraz mogłam brać udział w Ogólnopolskich Grand Prix. Zaproponowano mi udział w zgrupowaniu zawodników ujeżdżenia na Igrzyska Olimpijskie. Przyjęłam to zaproszenie z wielką chęcią. Wybrali mnie jako pierwszą. Niestety, podczas trenowania do zawodów, zwichnęłam rękę w łokciu i nie mogłam wrócić do jeździectwa. To tyle. Masz jakieś pytania?
- Tylko trzy pytania. Co się stało z koniami z rancza? A co z Wenus? Dlaczego nie wróciłaś do jeździectwa?
- Na dwa pierwsze pytania odpowiem ci jutro. Dlaczego nie wróciłam do jazd? Sama nie wiem. Ale jutro to się zmieni.- powiedziała tajemniczo - A teraz idź spać, bo jest już późno. Tylko się przedtem umyj.
- Dobrze, już idę.
Poszłam do łazienki, umyłam się i poszłam do pokoju. Do późna siedziałam przed komputerem, czytając o mamie i jej karierze, aż zasnęłąm.
**********************************************************************************************************************************************************************
Krótki, ale za to macie dwa dziennie. Chyba, że będę mieć wenę to dam jescze jeden.
Do następnego!

Tom 1 - Rozdział 1

           Obudziłam się bardzo wcześnie, ponieważ byłam bardzo podekscytowana hipoterapią. Z tego co czytałam w internecie jest to rodzaj ćwiczeń, które pomagają w rehabilitacji po urazach i kontuzjach. Pomaga również w leczeniu traumy pourazowej. No ale wracając... Była godzina 9:00,  a na 10:00 miałam być w stajni. Szybko poszłam do kuchni, zjadłam śniadanie i poszłam ogarnąć się do łazienki. Potem ubrałam się w leginsy, koszulkę, buty i zeszłam na dół
- Pośpiesz się, bo trochę chamsko się spóźniać na pierwszą jazdę - powiedział tata, gdy weszłam do kuchni.
- Jestem gotowa. Jedźmy już, bo rzeczywiście się spóźnimy.- odpowiedziałam.
Droga do stadniny minęła bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy tata zatrzymał auto na parkingu przed stajnią. Wysiedliśmy z samochodu i wesliśmy do stajni, gdzie czekała na nas jakaś pani. Moim zdaniem miałą z osiemnście lat . Była szatynką o niebieskich oczach.
- Ania,tak? - zapytała.
- Tak, to ja. - odparłam.
- Dobrze, ja mam na imię Kamila i będę dzisiaj prowadzić twoją jazdę. Muszę jednak zapoznać cię z zasadami bepieczeństwa w stajni. Po pierwsze, najwaniejsze , nie wolno podchodzić do konia od tyłu. To bardzo niebezpiecne, ponieważ koń może kopnąć. Po drugie, nie wolno ci wchodzić do boksu bez opieki. Pamiętaj o tym, bo koń może w każdej chwili się spłoszyć i zrobić ci krzywdę. To tyle, a teraz "przedstwię" ci konia, na którym zaczniesz swoją przygodę. - pokazała na jeden z boksów - To jest Cynamon, wałach rasy małopolskiej. Ma 8 lat i jest maści kasztanowatej. Jest spokojny, więc idealnie nadaje się na hipoterapię. Chodż go wyczyścić i osiodłać.
Kamila podała mi skrzynkę ze sczotkami Cynamona, a sama weszła do boksu i założyła kantar na łeb kasztana. Kazała mi wejść do bosku. Posłusznie wykonałam polecenie. Dziewczyna pokazała mi, do czego służy każda ze szczotek i zaczęłyśmy czyścić wałacha. Potem zaczęłyśmy go siodłać. To znaczy nie do końca, bo zamiast ogłowia założyłyśmy na łeb wierzchowca kantar. Wyprowadziłyśmy konia na ujeżdżalnie.
- Wsiądziesz sama, czy ci pomóc?- zapytała Kamila.
- Spróbuję sama. Jak to się robi?
- Prawa noga w strzemię, odbij się z lewej nogi i przełóż ją przez siodło.
Posłusznie wykonałam wszystkie te polecenia i już byłam na grzbiecie. Zaczęła się jazda. Wykonywałam różne ćwiczenia, podczas gdy osiemnastolatka prowadziła Cynamona po ujeżdżalni. Wykonywałąm dużo ćwiczeń na nogę, którą złamałam. Głównie wymachy, krążenia kostek, ćwiczenia rozciągające, młynek , itp. Przez całą hipoterpię rozmawiałam ze starszą dziewczyną. Nie wiedziałam jak to się stało, ale jazda powoli dobiegała końca. Zsiadłam i zaprowadziłam konia do boksu.
- Mogłabyś go wyczyścić na dworze. Zrobisz to sama, ale pod moim okiem.
- Ok. Gdzie go zaprowadzić ?
- Widzisz tamtego wysokiego blondyna. Tam jest myjka. Chodżmy tam.
- Dobra.
Podeszłam do chłopaka, który czyścił siwego konia, zniecierpliwionego całym czyszczeniem.
- Hej, jestem Marcel.
- Ania, ale możesz mówić Anka. To twój koń?
- Tak. To jest Miranda, klacz małopolska. Ma 8 lat. Tak samo jak Cynamon.
- No. Zacznę go czyścić, bo nigdy nie skończę. - westchnęłam, na co on skinął głową.
Wyczyściłam kasztana i odprowadziłam go do boksu. W tym momencie przyjechała mama i zabrała mnie do domu.
- Jak było?- zapytała mama.
- Fajnie. Jeździłam na Cynamonie. Jak znajdę stronę internetową stadniny to ci go pokażę.
- Mam nadzieję, że nie wycofasz się z jazdy konnej po pierwszych jazdach. To na serio fajny sport.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? Przecież nigdy nie jeździłaś.
- Mylisz się. Jeździłam na zawody ogólnopolskie w ujeżdżeniu.
W tym momencie zaniemówiłam...
******************************************************************************************************************************************************************
Rozdział ogólnie mi się podoba, ale jest trochę za krótki. I znowu kurwa pomyliłam czasy.
Poza tym opis sesji mi nie wyszedł. Jak na 1 rozdział jest ok, chociaż trzeba poprawić kilka rzeczy.
Do następnego rozdziału!

sobota, 6 czerwca 2015

Tom 1 - prolog

            Cześć. Nazywam się Ania, mam 16 lat, mieszkam w Gdańsku i jestem tancerką, to znaczy byłam. Dwa miesiące temu złamałam nogę i nie mogę już tańczyć ze względu na traumę przed kolejną kontuzją.
     Dzisiaj zdjęli mi gips. Jak dobrze. Lekarz powiedział, że czeka mnie długa rehabilitacja. Bardzo długa. Mama wiedziała, że uwielbiam zwierzęta, więc zapytała się czy nie chcę rehabilitacji w formie hipoterapii i jazdy konnej. Oczywiście się zgodziłam. Był tylko mały problem. Nie umiałam jeździć konno. Na szczęście mama powiedziała, że nie muszę umieć jeździć, bo tam się wszystkiego nauczę. Zacznę od hipoterapii, a potem lekkie jazdy na lonży. Mama umówiła mnie do pobliskiej stadniny na jutro. Mam przyjść godzinę wcześniej żeby poznać zasady pracy z koniem, wyczyścić i osiodłać wierzchowca, na któym będę jeździć. Czyli jak byłam umówiona na godzinę 11, to mam przyjść na 10. Myśląc o jutrzejszym dniu nie mogłam się nadziwić, kiedy samochód mamy zatrzymał się na parkingu przed domem.
- Nie zapomnij przygotować ubrań na jazdę. Zrób to dzisiaj, bo jutro nie będzie czasu.-powiedziała mama, kiedy wysiadałam z auta.
- Dobrze. Co mam przygotować?- zapytałam.
- Leginsy, buty za kostkę i jakąś bluzkę.
- OK.
Weszłam do domu, przygotowałam strój i poszłam do łazienki. Zdecydowałam, że wezmę pierwszą od wypadku kąpiel. Poszłam do pokoju i poszłam od razu spać.
********************************************************************************************************
A teraz o mnie. Nazywam się Klaudia, mam 14 lat i uwielbiam konie oraz wszystko, co się z nimi łączy.
Lubię też pisać opowiadania ( co widać ) oraz je czytać. Mam nadzieję, że napiszę więcej niż 1 tom. Mam też nadzieję, że pomożecie mi, komentując moje posty. Życzcie mi powodzenia. Do następnego rozdziału!